29-03-2015, 23:17:33
Chciałbym przedstawić Wam moją BMW e30 318is z 90 roku, w kolorze brillantrot, obecnie po prostu wyblakły czerwony Jak sama nazwa wskazuje silnik ma pojemność 1.8, ale 318is jest czymś w rodzaju wersji "usportowionej" - dół silnika jest z grubsza ten sam, ale przede wszystkim ma 16 zaworową głowicę + zupełnie inny wydech (tzw barany) co owocuje mocą 136 KM (zwykłe 318i miało 115KM), w standardzie ma obniżone o 2cm zawieszenie, grubsze stabilizatory i dużo lepsze hamulce (4 tarcze, w tym przednie wentylowane), ten model występował tylko w nadwoziu coupe (2 drzwiowym), lżejszym i sztywniejszym od sedana i kombi. Spośród cywilnych odmian tego modelu była druga pod względem osiągów - szybsze było tylko 325i, a 320i oraz 325e, nie mówiąc już o zwykłym 318i zostawały daleko w tyle. Za to w zakrętach również 325i dostawało baty ze względu na większą masę i jej gorszy rozkład (ciężki 6 cylindrowy silnik, do tego wysunięty dalej do przodu) - lepiej wyważone i lżejsze 318is po prostu prowadziło się znacznie lepiej. Tyle tytułem wstępu dla niezorientowanych co to za auto
Beemka na razie jest w stanie opłakanym co widać na zdjęciach, ale postanowiłem przywrócić ją do dawnej świetności. Na początek trochę historii i wyjaśnienie dlaczego chcę pakować kasę w takiego parcha: to auto w 2006 roku zakupiła od znajomego z pewnego forum BMW na którym się wtedy udzielałem moja wtedy jeszcze dziewczyna, a obecnie żona. Do 2011 roku dzielnie służyło wożąc ją codziennie do pracy i nigdy nie zawiodło, również podczas wakacyjnych wyjazdów, zdarzały się mniejsze lub większe fochy, ale "babcia" nigdy nie stanęła na drodze - no chyba że ktoś puknął o coś miską, co się kilka razy przytrafiło, ale o to trudno winić samochód Zresztą nie był to jakiś specjalny wyczyn bo auto było mocno obniżone i na dziurach trzeba było naprawdę uważać. W 2011 roku przesiedliśmy się na nowsze BMW E46, babcia przez jakiś czas po prostu stała na podwórku, z jednej strony drugi samochód nie był nam potrzebny, z drugiej szkoda ją było oddać komuś za grosze, a z trzeciej i tak stał i niszczał. W końcu została za symboliczną kwotę sprzedana szwagrowi i zaczęła się postępująca degradacja, auto było traktowane jako zwyczajny grat naprawiany kowalskimi metodami przez teścia (młody wyjechał za granicę), w którego szkoda wkładać pieniądze i którego można zajeździć na śmierć, a jak już się rozpadnie to po prostu odda się go na złom. W końcu zostało doprowadzone do takiego stanu że strach nim jeździć i od długiego czasu po prostu stało. Serce mnie bolało, ale cóż było zrobić, w końcu to nie mój samochód. Myśl o odkupieniu babiczki chodziła mi po głowie od dawna aż w końcu trafił się dobry pretekst żeby pomysł wprowadzić w czyn. Otóż parę miesięcy temu zmieniłem pracę, miejsce i jej charakter są takie, że potrzebuję samochodu na dojazdy, przeglądałem ogłoszenia i w końcu stwierdziłem, że jak mam wydać 10 000 i kupić jakiegoś grata w rodzaju 13 letniego Fiata Punto, to wolę odkupić od szwagra beemkę i włożyć w nią te pieniądze, tym bardziej że mam sentyment zarówno do BMW (a zwłaszcza do E30) jak i do klasycznej motoryzacji (a jak by nie patrzeć, E30 jest już klasykiem) i pojawia się okazja zostania posiadaczem całkiem fajnego i już niezbyt często spotykanego auta. Do pomysłu dość szybko przekonałem żonę i od wczoraj babcia znowu jest w naszych rękach po 4 latach rozłąki
Bohaterka tej opowieści prezentuje się dzisiaj tak:
Jak widać auto delikatnie mówiąc nie jest w najlepszej kondycji. Pozycja a'la motorówka z zadartym do góry przodem (słabo widać na zdjęciach bo auto stoi na trawie) to następstwo któregoś z kolei uszkodzenia miski i fantazji "mechanika" - auto było obniżone jeśli dobrze pamiętam o 80 mm (amortyzatory Bilstein + sprężyny HR), w połączeniu z konstrukcją i położeniem miski w tym modelu efekt był łatwy do przewidzenia, trzeba było bardzo uważać. Zostało więc podniesione po najmniejszej linii oporu - na przód zostały po prostu założone seryjne amortyzatory i sprężyny, cholera wie od czego, sądząc po wysokości to raczej od 6-cio cylindrówki (o ile wogóle od E30), oczywiście ze szrotu, tył pozostał obniżony tak jak był. Oprócz tragicznego wyglądu i jeszcze gorszego prowadzenia skutek jest taki, że po 3 tysiącach km przednie opony nadają się do wyrzucenia (bo kątów nikt nie sprawdzał). Z innych kowalskich patentów jest jeszcze przycisk do odpalania rodem z Ursusa (bo padła stacyjka), pozawijane power-tape gumy w dolocie itp. Do roboty jest blacharka, na szczęście podłoga, kielichy i inne newralgiczne miejsca nie są przeżarte. Do wymiany oba przednie błotniki i drzwi (prawe może jeszcze da się uratować), pas przedni (na zdjęciu słabo widać ale jest wgięty po stronie pasażera), reperaturki tylnych nadkoli, pas tylny nie wygląda najgorzej ale pewnie też będzie do zrobienia, brak listew na rynienkach, połamane kierunki i listwa na przednim zderzaku, zbity halogen, brak listwy pod pasem przednim, oba lusterka (utlenione aluminiowe mocowania), lewa przednia lampa celuje w kosmos (kolizja z ptakiem i połamane mocowania). Tyle na pierwszy rzut oka, pewnie jak się wezmę za robotę to lista się wydłuży... Z mechanicznych rzeczy do zrobienia zawieszenie - na pewno amory i sprężyny, sworznie o dziwo zostały zrobione jak bozia przykazała. Wydech przeżarty dokumentnie. Pod maską też nie najlepiej, silnik co prawda zdrowy, ale do zrobienia gumy w dolocie, przewody paliwowe sparciałe (jeden wyciek już za mną), gdzieś kapie olej, zmasakrowany przez strzały gazu przepływomierz (jest zwykła instalacja podciśnieniowa, do tego po partacku założona) - na szczęście w tym roku kończy się homologacja na butlę więc gaz albo wyleci całkiem albo wyląduje tam sekwencja. A jako wisienka na torcie znalezione we wnętrzu opakowanie po proszku uszczelniającym chłodnice a w bagażniku butla po Selektolu Specjal 20W40
Za to na pocieszenie parę rzadko spotykanych rarytasów: we wnętrzu fotele kubełkowe Recaro Sportsitze od M3 w stanie idealnym bez żadnych przetarć i rozdarć i czarna podsufitka, a w tylnym moście działająca szpera, tzn blokada mechanizmu różnicowego No i wielki sentyment do tego auta, kupa wspomnień w których gdzieś w tle przewija się babiczka, w końcu w rodzinie jest od 9 lat - i właśnie dla tego chcę reanimować ten konkretny egzemplarz.
Tak wygląda po 25 latach i ponad 290 000 km (wg licznika, a w rzeczywistości kto to wie) fotel kierowcy:
Auto chcę zrobić na oryginał, nie będzie żadnej gleby, stanie na zwykłym seryjnym zawieszeniu (akurat w tym modelu obniżone o 2 cm w stosunku do innych wersji silnikowych), fabryczne felgi 14-stki (dopuszczam jedynie zmianę na bbs-y które były w tym modelu opcją, na których zresztą to auto kiedyś jeździło, ale żona nie znosiła mycia "szprych" i zostały zamienione na te na których teraz stoi - bo są praktyczniejsze - zrozum kobietę :roll: W lipcu lub sierpniu babcia wędruje do blacharza i lakiernika (w wakacje żona nie będzie dojeżdżać do pracy, więc przesiadam się na ten czas w cytrynę). Na razie kompletuję graty i powoli robię mechanikę, zacząłem od tego co najważniejsze, wygląd zostawiając na koniec. W zeszłym tygodniu wymieniłem wszystkie tarcze i klocki. Niestety trafiłem na minę w postaci zmielonych resztek mechanizmów ręcznego które po prostu zdemontowałem (efekt przegnityh blach osłon do których wkręca się śruby mocujące szczęki), do zrobienia w następnej kolejności. Pojawiły się też pierwsze atrakcje w rodzaju ukręconej śruby w nieruszanej od lat prowadnicy zacisku hamulcowego, ale cóż, albo się człowiek godzi z takimi przygodami, albo żegna się z klasykiem i zmienia samochód na nowszy Teraz najpilniejsza sprawa to amory + sprężyny, ustawienie geometrii i opony. Potem wydech który utrzymuje się w całości chyba tylko dzięki mojej sile woli i pewnie jeszcze kupa innych drobiazgów które wyjdą w praniu. Babcia ma u mnie dożywocie, drugi raz nie popełnię tego samego błędu i się jej nie pozbędę. Mam zamiar poużywać jej na codzień ze 2 lata, a później przejdzie na zasłużoną emeryturę służąc za weekendową zabawkę do pucowania i lansowania się przy dobrej pogodzie. A na dojazdy do roboty i tak kupię jakiegoś parcha w rodzaju 13 letniego Punto czy innej Fabii, czyli zwyczajny dupowóz bez odrobiny charakteru
Beemka na razie jest w stanie opłakanym co widać na zdjęciach, ale postanowiłem przywrócić ją do dawnej świetności. Na początek trochę historii i wyjaśnienie dlaczego chcę pakować kasę w takiego parcha: to auto w 2006 roku zakupiła od znajomego z pewnego forum BMW na którym się wtedy udzielałem moja wtedy jeszcze dziewczyna, a obecnie żona. Do 2011 roku dzielnie służyło wożąc ją codziennie do pracy i nigdy nie zawiodło, również podczas wakacyjnych wyjazdów, zdarzały się mniejsze lub większe fochy, ale "babcia" nigdy nie stanęła na drodze - no chyba że ktoś puknął o coś miską, co się kilka razy przytrafiło, ale o to trudno winić samochód Zresztą nie był to jakiś specjalny wyczyn bo auto było mocno obniżone i na dziurach trzeba było naprawdę uważać. W 2011 roku przesiedliśmy się na nowsze BMW E46, babcia przez jakiś czas po prostu stała na podwórku, z jednej strony drugi samochód nie był nam potrzebny, z drugiej szkoda ją było oddać komuś za grosze, a z trzeciej i tak stał i niszczał. W końcu została za symboliczną kwotę sprzedana szwagrowi i zaczęła się postępująca degradacja, auto było traktowane jako zwyczajny grat naprawiany kowalskimi metodami przez teścia (młody wyjechał za granicę), w którego szkoda wkładać pieniądze i którego można zajeździć na śmierć, a jak już się rozpadnie to po prostu odda się go na złom. W końcu zostało doprowadzone do takiego stanu że strach nim jeździć i od długiego czasu po prostu stało. Serce mnie bolało, ale cóż było zrobić, w końcu to nie mój samochód. Myśl o odkupieniu babiczki chodziła mi po głowie od dawna aż w końcu trafił się dobry pretekst żeby pomysł wprowadzić w czyn. Otóż parę miesięcy temu zmieniłem pracę, miejsce i jej charakter są takie, że potrzebuję samochodu na dojazdy, przeglądałem ogłoszenia i w końcu stwierdziłem, że jak mam wydać 10 000 i kupić jakiegoś grata w rodzaju 13 letniego Fiata Punto, to wolę odkupić od szwagra beemkę i włożyć w nią te pieniądze, tym bardziej że mam sentyment zarówno do BMW (a zwłaszcza do E30) jak i do klasycznej motoryzacji (a jak by nie patrzeć, E30 jest już klasykiem) i pojawia się okazja zostania posiadaczem całkiem fajnego i już niezbyt często spotykanego auta. Do pomysłu dość szybko przekonałem żonę i od wczoraj babcia znowu jest w naszych rękach po 4 latach rozłąki
Bohaterka tej opowieści prezentuje się dzisiaj tak:
Jak widać auto delikatnie mówiąc nie jest w najlepszej kondycji. Pozycja a'la motorówka z zadartym do góry przodem (słabo widać na zdjęciach bo auto stoi na trawie) to następstwo któregoś z kolei uszkodzenia miski i fantazji "mechanika" - auto było obniżone jeśli dobrze pamiętam o 80 mm (amortyzatory Bilstein + sprężyny HR), w połączeniu z konstrukcją i położeniem miski w tym modelu efekt był łatwy do przewidzenia, trzeba było bardzo uważać. Zostało więc podniesione po najmniejszej linii oporu - na przód zostały po prostu założone seryjne amortyzatory i sprężyny, cholera wie od czego, sądząc po wysokości to raczej od 6-cio cylindrówki (o ile wogóle od E30), oczywiście ze szrotu, tył pozostał obniżony tak jak był. Oprócz tragicznego wyglądu i jeszcze gorszego prowadzenia skutek jest taki, że po 3 tysiącach km przednie opony nadają się do wyrzucenia (bo kątów nikt nie sprawdzał). Z innych kowalskich patentów jest jeszcze przycisk do odpalania rodem z Ursusa (bo padła stacyjka), pozawijane power-tape gumy w dolocie itp. Do roboty jest blacharka, na szczęście podłoga, kielichy i inne newralgiczne miejsca nie są przeżarte. Do wymiany oba przednie błotniki i drzwi (prawe może jeszcze da się uratować), pas przedni (na zdjęciu słabo widać ale jest wgięty po stronie pasażera), reperaturki tylnych nadkoli, pas tylny nie wygląda najgorzej ale pewnie też będzie do zrobienia, brak listew na rynienkach, połamane kierunki i listwa na przednim zderzaku, zbity halogen, brak listwy pod pasem przednim, oba lusterka (utlenione aluminiowe mocowania), lewa przednia lampa celuje w kosmos (kolizja z ptakiem i połamane mocowania). Tyle na pierwszy rzut oka, pewnie jak się wezmę za robotę to lista się wydłuży... Z mechanicznych rzeczy do zrobienia zawieszenie - na pewno amory i sprężyny, sworznie o dziwo zostały zrobione jak bozia przykazała. Wydech przeżarty dokumentnie. Pod maską też nie najlepiej, silnik co prawda zdrowy, ale do zrobienia gumy w dolocie, przewody paliwowe sparciałe (jeden wyciek już za mną), gdzieś kapie olej, zmasakrowany przez strzały gazu przepływomierz (jest zwykła instalacja podciśnieniowa, do tego po partacku założona) - na szczęście w tym roku kończy się homologacja na butlę więc gaz albo wyleci całkiem albo wyląduje tam sekwencja. A jako wisienka na torcie znalezione we wnętrzu opakowanie po proszku uszczelniającym chłodnice a w bagażniku butla po Selektolu Specjal 20W40
Za to na pocieszenie parę rzadko spotykanych rarytasów: we wnętrzu fotele kubełkowe Recaro Sportsitze od M3 w stanie idealnym bez żadnych przetarć i rozdarć i czarna podsufitka, a w tylnym moście działająca szpera, tzn blokada mechanizmu różnicowego No i wielki sentyment do tego auta, kupa wspomnień w których gdzieś w tle przewija się babiczka, w końcu w rodzinie jest od 9 lat - i właśnie dla tego chcę reanimować ten konkretny egzemplarz.
Tak wygląda po 25 latach i ponad 290 000 km (wg licznika, a w rzeczywistości kto to wie) fotel kierowcy:
Auto chcę zrobić na oryginał, nie będzie żadnej gleby, stanie na zwykłym seryjnym zawieszeniu (akurat w tym modelu obniżone o 2 cm w stosunku do innych wersji silnikowych), fabryczne felgi 14-stki (dopuszczam jedynie zmianę na bbs-y które były w tym modelu opcją, na których zresztą to auto kiedyś jeździło, ale żona nie znosiła mycia "szprych" i zostały zamienione na te na których teraz stoi - bo są praktyczniejsze - zrozum kobietę :roll: W lipcu lub sierpniu babcia wędruje do blacharza i lakiernika (w wakacje żona nie będzie dojeżdżać do pracy, więc przesiadam się na ten czas w cytrynę). Na razie kompletuję graty i powoli robię mechanikę, zacząłem od tego co najważniejsze, wygląd zostawiając na koniec. W zeszłym tygodniu wymieniłem wszystkie tarcze i klocki. Niestety trafiłem na minę w postaci zmielonych resztek mechanizmów ręcznego które po prostu zdemontowałem (efekt przegnityh blach osłon do których wkręca się śruby mocujące szczęki), do zrobienia w następnej kolejności. Pojawiły się też pierwsze atrakcje w rodzaju ukręconej śruby w nieruszanej od lat prowadnicy zacisku hamulcowego, ale cóż, albo się człowiek godzi z takimi przygodami, albo żegna się z klasykiem i zmienia samochód na nowszy Teraz najpilniejsza sprawa to amory + sprężyny, ustawienie geometrii i opony. Potem wydech który utrzymuje się w całości chyba tylko dzięki mojej sile woli i pewnie jeszcze kupa innych drobiazgów które wyjdą w praniu. Babcia ma u mnie dożywocie, drugi raz nie popełnię tego samego błędu i się jej nie pozbędę. Mam zamiar poużywać jej na codzień ze 2 lata, a później przejdzie na zasłużoną emeryturę służąc za weekendową zabawkę do pucowania i lansowania się przy dobrej pogodzie. A na dojazdy do roboty i tak kupię jakiegoś parcha w rodzaju 13 letniego Punto czy innej Fabii, czyli zwyczajny dupowóz bez odrobiny charakteru